Thursday 20 June 2013

Mamo perfekcjonistko

Dawno, dawno temu, w czasach gdy jeszcze wierzylam w bajki o doskonalej mamie, zmienialam ubranko mojemu dziecku natychmiast, gdy zauwazylam na nim najmniejsza plamke.
Zadne slinienie sie, ulewanie, plamka z papki marchewkowo- jablkowej, nic takiego nie umknelo memu krytycznemu oku.
Zmienilam nie tylko zabrudzona , wierzchnia czesc garderoby ale i koszulke pod spodem a nawet skarpetki. Nie bylo mowy abym pozwolila memu dziecku nosic ubranie w nieskoordynowanych kolorach.

Dzis jestem zadowolona jesli moje dzieci w ogole maja cos na sobie (a jeslijest cieplo to i bieganie na golasa po mieszkaniu nie kole mnie w oczy.)
Mowiac krotko, zweryfikowalam`nieco` swoje zasady. Juz nie piore dzieciecych rzeczy osobno, uzywajac specjalnego proszku. Kapiel odbywa sie jedynie raz czy dwa razy w tygodniu. Nie umieram z przerazenia ze ZARAZKI!!!!!!!!! gdy ktos obcy trzyma mojego noworodka. Czasem wysylam starsze dzieci do przedszkola z cieknacym nosem. Pozwalam na podjadanie w salonie. Nawet czasem kupuje te gotowe deserki z galaretka.
Nie tak latwo przyszlo mi zrezygnowac z moich zelaznych
zasad wychowawczych. W moim przeszlym (bezdzietnym) zyciu bylam wrecz chorobliwa pedantka. Robilam listy, planowalam przyszlosc, zawsze wyrabialam sie w terminach .... a juz napewno nie nosilam ubran wysmarowanych dzemem ( jak to mi sie zdarzylo nie dalej jak wczoraj).

Gdy moja zagoniona kolezanka z pracy zwierzyla mi sie pewnego razu, ze czasem zamiast kapieli serwuje swej coreczce powierzchowne mycie z uzyciem gabki i wody, bylam zgorszona.
Moje wlasne (wowczas nieistniejace) dzieci beda zawsze wypucowanymi do rozowosci cherubinkami, ktore, wyskakujac z pienistej kapieli, zostana owiniete w snieznobiale, puszyste szlafroczki frotte prosto z katalogu mody. Gdy tylko zaszlam w ciaze, zaczelam studiowac zasady pielegnacji niemowlat, zupelnie jakbym przymierzala sie do egzaminu. Przeczytalam wszystkie ksiazki, dwa razy z rzedu zaliczylam kursy w szkole rodzenia. Jednak, jak mawiaja, doswiadczenie jest lepsza szkola zycia.
Pewnego dnia odkrylam, ze dzieci nigdy nie sa dostatecznie brudne by sie zakwalifikowaly do ceremonii codziennej kapieli, ze karmienie idzie szybciej jesli nie podgrzewa sie mleka i ze butelki nie musza byc sterylizowane w wielkim garze na kuchni. Nauczylam sie, ze bedzie o wiele latwiej jesli poloze jedzenie bezposrednio na tacy krzesla i pozwole mojej dziesieciomiesiecznej coreczce najesc sie bez mojej pomocy (nawet jesli polowa obiadu wyladuje na podlodze).
Uswiadomilam sobie, ze dzieci, ktore chca codziennie jesc na kolacje twarozek, nie nabawia sie jakiejs choroby i ze od biegania nago po mieszkaniu jeszcze nikt nie umarl. Herezja? Mozliwe. Ja wole to nazywac instynktem samozachowawczym.
Moj nowy sposob na zycie wyrasta na gruncie lenistwa, zmeczenia, pragnienia przetrwania i komfortu psychicznego. Im dluzej jestem w `biznesie` tym bardziej sie rozwijam.
Jako matka trojga dzieci wiem doskonale w czym moge sobie pofolgowac ( bez niebezpiecznych nastepstw) a o co warto toczyc bitwe.
Teraz np. mysle: "Hm, wilgotna gabka zamiast kapieli...Musze to wyprobowac".
Czy ma to w koncu znaczenie jesli moje dziecko nie bedzie korzystalo z nocnika przed ukonczeniem 3 lat? Czy rzeczywiscie musze upierac sie przy rytuale odsiusiania sie w "cywilizowany sposob"? Czy ma to znaczenie ile brudnych naczyn
uzbieralo sie w zlewie albo, ze salon wyglada jak "Toy story" po spotkaniu z mikserem? W kazdym razie nie dla mnie.
Wczoraj Macius, ktory ma prawie 5 lat, marudzil, ze chce ogladac "101 Dalmatenczykow", pomimo, ze niecala godzine temu wlasnie poraz tysieczny obejrzal je juz sobie. Popatrzylam na deszcz za oknem i wspomnialam wlasne dziecinstwo gdy wiedzialam, ze tego typu rzeczy nie wypacza mojej psychiki (na tyle na ile potrafilam to ocenic). Robilo nam sie juz niedobrze od klockow i malowania farbkami.
Czy naprawde stanie mu sie krzywda gdy poraz n-ty obejrzy sobie to video z pieskiem "Spot"?
Nie wszystkie z tych ustepstw przyszly mi z latwoscia. Tak sie sklada, ze lubie ladnie ubierac moje dzieci (nawet jesli nie robie tego tak czesto w ciagu dnia jak to mialo miejsce niegdys). Dzieki szczodrosci babc i matek chrzestnych ich szafa jest o wiele zasobniejsza niz moja wlasna.
Szczesliwie Macius zawsze byl gotow ubrac to, co przed nim polozylam.
Jednakze moja 2,5 letnia Marysia to juz zupelnie inna historia. Ledwo zaczela chodzic gdy pojawila sie u niej szczegolna awersja do pewnego podkoszulka z Kubusiem Puchatkiem. Wkrotce zaczela sie rozbierac i ubierac po 12 razy na dzien, przymierzac przerozne wlasnego wyboru czesci garderoby. Wszelkie moje wysilki w kierunku zachecenia jej do moich ulubionych sweterkow, komplecikow i wdzianek
spalily na panewce. Nieodmiennie palala sympatia do przedziwnej pstrokatej mieszaniny tkanin przypominajacej wygaszac ekranu w moim komputerze.
Probowalam na wszelkie sposoby. Ona wytrwala. Naciskalam. Ona plakala. W koncu gdy wyjechalam na 3 dni, moj maz dal upust upodobaniom konfekcyjnym Marysi. Przezylam torture gdy wyjechali po mnie na dworzec.Moja ukochana coreczka miala na sobie zolta, kwiecista sukienke, wciagnieta na seledynowy golf swego brata, do tego legginsy w seledynowe paski, fioletowe buty i turecki czepek ubrany na lewa strone. No ale byla zadowolona a ja tak szczesliwa, ze ja widze, ze poraz pierwszy w zyciu nie obchodzilo mnie co sobie ludzie pomysla.
Teraz pozwalam jej pofolgowac nieco jesli chodzi o te upodobania. Czasem to wyglada przerazajaco ale, o ile jest odpowiednie na pogode, przymykam na to oko i pozwalam jej na te fanaberie. I wiecie co? Poranki sa odtad o wiele spokojniejsze.
Oczywiscie sa rzeczy przy ktorych upieram sie nieodmiennie. Podczas jazdy dzieci musza byc przypiete pasami. Przepisane lekarstwo musi zostac polkniete. Wszystkie srodki chemiczne trzymane sa pod zamknieciem, gniazdka zabezpieczone a uchwytu rondli odwrocone tak, ze nie stanowia niebezpieczenstwa.
Bycie na luzie nie oznacza, ze nie mam tez scislych zasad. Nie pozwala sie w tym domu na zadne bicie, uderzanie po glowie czy uzywanie brzydkich slow. Ciagle rowniez sa rzeczy, z ktorych nie udalo mi sie zrezygnowac. Dotad jeszcze usiluje przekonac cala rodzine do wspolnego zasiadania do stolu. Marza mi sie obiadki zywcem wziete z filmu "Waltonowie" :krotka modlitwa, rodzinna pogawedka podczas posilku. Ale gdy pomysle o tym realistycznie....nigdy jeszcze przy stole Waltonow nie zasiadalo dwoch przedszkolakow i niemowle.
Nie jestem dostatecznie uparta jesli chodzi o mycie zebow i przysiegam, ze kiedys wreszcie uda mi sie ich powstrzymac przed sciaganiem tych poduszek z sofy i budowniem z nich fortecy.
Jest to bardzo indywidualna decyzja gdzie rodzic wyznaczy granice. I tak, choc juz nie przeszkadza mi ciagly balagan w mieszkaniu to nie moge zniesc widoku dziecka ze smoczkiem w buzi (choc podejrzewam, ze pojscie na ustepstwo w tej kwestii bardzo ulatwiloby mi zycie). Najwazniejsze aby kazdy z nas odnalazl wlasna definicje satysfakcji.
Jesli wolisz karmic dziecko lyzeczka to czemu nie? Jesli kapiele stanowia dla was wiecej przyjemnosci niz zamieszania, ciesz sie widokiem swego wypucowanego bobasa. Z drugiej strony, jesli nie przeszkadza ci kilka plam na sweterku, karmienie dziecka gotowymi papkami to czemu nie? To jest tylko i wylacznie twoja decyzja.


Od momentu napisania tego artykulu uplynelo kilka miesiecy. W miedzyczasie autorka urodzila kolejne dziecko- co moze oznaczac, ze jej standard spadl prawdopodobnie jeszcze bardziej.
na motywach `Mother & Baby`

PS.
Wszelkie podobienstwa sa dzielem przypadku

No comments:

Post a Comment